środa, 13 listopada 2013

TRUPY W SZAFIE. "DZIKA KACZKA" HENRYKA IBSENA



    Czytelniczy kryzys, który trzyma mnie już od kilku dni,okazał się być przyczynkiem do sięgnięcia po lekturę, którą odsuwałam w czasie już od bardzo dawna. Dodatkową korzyścią jest fakt, że mogę nawiązać do jakże słusznych spostrzeżeń Lirael – zbyt rzadko czytujemy dramaty i na próżno by szukać licznych ich recenzji na blogach książkowych. Być może powodem jest (jak w moim przypadku) siła skojarzeń - ten rodzaj literacki zbyt natrętnie kojarzy nam się ze szkołą i sztampowymi interpretacjami, narzucanymi przez program nauczania.
    „Dziką kaczkę” Henryka Ibsena czytałam lata temu i, rzecz jasna, potraktowałam ją wówczas po macoszemu. W mojej pamięci tkwiły tylko mgliste reminiscencje dotyczące mrocznej atmosfery dramatu autorstwa wielkiego symbolisty i to właśnie sprawiło, że w aurze listopadowego smętku zdecydowałam się na powtórkę.
Pochłonęłam sztukę łapczywie w ciągu jednego wieczoru. Czytanie Ibsena jest jak spacer po bagnach – bardzo wciąga.
    Nieco trudniej jednak napisać coś sensownego o „Dzikiej kaczce” bez popadania w banały. To utwór poruszający znaczenie i wartość prawdy w społeczeństwie, które żyje pozorami.
Jednak to, co wielu z nas pamięta z czasów szkolnych lub uczelnianych, jest tylko zewnętrzną wartstwą znaczeniową i ograniczanie się do niej byłoby zbyt wielkim uproszczeniem, wręcz interpretacyjnym gwałtem, zadanym temu świetnemu dramatowi.
    Gdy Gregers Werle spotyka po latach swego przyjaciela Hjalmara Ekdala, powoli odsłaniają się pierwsze karty. Stopniowo zostajemy wciągnięci w plątaninę kłamstw i intryg, które za sprawą ojca Gregersa, starego przedsiębiorcy, pana Werle, determinują życie rodziny Ekdalów.
Zasłona opada, gdy Gregers w afekcie decyduje się wyjawić przyjacielowi świeżo poznaną prawdę na temat przeszłości jego żony. Pomimo szczerych z gruntu pobudek, nie udaje mu się osiągnąć celu. Małżeństwo, zamiast umocnić fundamenty swego związku dzięki uzdrawiającej mocy prawdy, chwieje się w posadach, by runąć ostatecznie w wyniku kolejnych ujawnionych faktów i kolejnej życzliwej rady. Tragedia, jaką obserwujemy w finale, to żniwo nie tylko wielu lat mistyfikacji i złudzeń, ale i nieprzemyślanych poczynań „chorego na sprawiedliwość” Gregersa.
    Ibsen kreując kluczowe postaci dramatu, czyni je reprezentantami postaw charakterystycznych dla mieszczańskiego środowiska. Jest przewrażliwiony, pełen kompleksów Hjalmar, manipulator Werle, odcinająca się od przeszłości Gina i wyczulony na punkcie prawdy absolutnej Gregers.
I to ten ostatni, choć nie mataczy a dąży jedynie do wyprostowania pokręconych życiorysów, staje się spiritus movens wydarzeń. Wyciaga na wierzch to, co miało nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Jego moralnośc jest jednak moralnością fanatyka – nie uznaje półtonów i nie znosi ambiwalencji.
     W umyśle Gregersa ani przez chwilę nie pojawia się obawa o konsekwencje swojej decyzji. Jest wręcz zaskoczony, gdy po odkryciu prawdy przed Hjalmarem, nie zastaje małżonków pogrążonych w uścisku przebaczenia i zgody, lecz w pełnej dramatyzmu atmosferze niepokoju. Jest przy tym niepomiernie zdziwiony, że jego czyn nie przysparza mu sympatii w gronie osób zainteresowanych. A przecież już starożytni mawiali, że obsequium amicos, veritas odium parit.
    Akcja „Dzikiej kaczki” nie jest skomplikowana, jednak jej konstrukcja i nieuchwytny , duszny klimat niedopowiedzeń i tajemnic zapada w pamięć. Wielopoziomowe warstwy znaczeniowe podkreślają wymowę tych niedopowiedzeń i stanowią jakby rezonans, dzięki któremu uwypukla się głębia symboliki dramatu. Kluczowym dla interpretacji symbolem jest oczywiście tytułowa dzika kaczka, ranny ptak, hodowany w tajemnicy na strychu Ekdalów, w sztucznie stworzonych warunkach. Jej sytuacja nawiązuje do sytuacji życiowej Hjalmara, który dzięki sieci intryg, snutych rzekomo dla jego dobra, egzystował w świecie złudzeń i fałszu. Strych symbolizuje zaś ciemniejszą stronę – psychiki ludzkiej i świata.
    Nieuchronnym podczas lektury „Dzikiej kaczki” jest pytanie o rolę prawdy. Czy jej lecznicza moc jest uniwersalna? W świecie Ibsena – niekoniecznie. Czy cel uświęca środki i czy brak odpowiedniej motywacji usprawiedliwiony jest szczytnym z założenia celem? W świecie Ibsena niekoniecznie.
    W dramacie trupy, skrzętnie upchnięte w szafie, są integralnym elementem życia a wręcz jego fundamentem. Po ich ujawnieniu to życie wali się niczym podcięty dla zabawy domek z kart. Dodajmy – z kart, którymi nie można już później grać, z powodu ostatecznej tragedii, jaka dotknęła rodzinę Ekdalów a raczej to, co z niej pozostało.
    Wbrew obiegowej opinii, że czytanie dramatów wymaga szczególnych predyspozycji, zapewniam, że warto podjąć próbę. Może się bowiem okazać, że dotychczas, przez przeoczenie, odmawialiśmy sobie niesłusznie przyjemności obcowania z naprawdę niezłą i w pełni strawną literaturą. Szczerze zachęcam.


poniedziałek, 11 listopada 2013

LEGENDA ŚWIĘTOKRZYSKICH LASÓW. "WSPOMNIENIA "SZAREGO" ANTONIEGO HEDY-SZAREGO




   Moja ostatnia lektura “Dzieci Jerominów” Ernsta Wiecherta tak bardzo oderwała mnie od rzeczywistości i dotychczasowych przyzwyczajeń, że pomimo usiłowań, nie mogę zaangażować się w czytanie żadnej książki. A tak całkiem nie czytać też nie mogę, sięgnęłam więc po lekturę nie wymagającą koncentrowania się na warstwie literackiej a jednocześnie ciekawą i godną uwagi.
W dodatku, udało mi się zdążyć z patriotycznym akcentem w dniu Święta Niepodległości (choć autor a jednocześnie bohater książki to nieco inne czasy).
    Historia legendarnego dowódcy świętokrzyskiej partyzantki, Antoniego Hedy „Szarego” znana jest większości mieszkańców Kielecczyzny.  Żołnierz wyklęty, za swoją antykomunistczną działalność skazany na wielokrotny wyrok śmierci, który cudem tylko nie podzielił tragicznych losów gen. Emila Fieldorfa, majora „Ognia” czy majora „Łupaszki” , jest symbolem bezkompromisowości i odwagi.
    Jego pamiętniki, prowadzone od 1955 roku w więzieniu we Wronkach, stały się kanwą do książki „Wspomnienia „Szarego”. Opisuje on swoje losy, począwszy od dni poprzedzających wybuch II Wojny Światowej, poprzez kampanię wrześniową, pobyt w niemieckim stalagu, partyzantkę i konspirację. Czytając, jesteśmy świadkami jego metamorfozy, jaką przeszedł od młodego, nieświadomego w pełni powagi sytuacji żołnierza do obdarzonego autorytetem,  zasadniczego i sprawiedliwego dowódcy.
   Za jego sprawą doszło do rozbicia więzienia w Starachowicach i uwolnienia kilkudziesiąciu więźniów, rozbicia aresztu w Końskich, zdobycia pociągu z amunicją a przede wszystkim do brawurowego zdobycia ubeckiego więzienia w Kielcach, w którym zginęło dwóch braci Hedy.
Autor nie koncentruje się jednak wyłącznie na akcjach bojowych. We wspomnieniach przywołuje przyjaciół, przybliża szczegóły partyzanckiego życia, opowiada o rodzinie i robi to wszystko z wielką prostotą, bez gloryfikowania własnych czynów. Pozajemy jego poglądy na temat ówczesnych wydarzeń , postaci historycznych i decyzji dowódców. Ta szczerość i zwyczajność to wielka zaleta „Wspomnień...”, choć trudno byłoby mi oceniać tę książkę w kategoriach warsztatu pisarskiego czy poziomu literackiego (przyznaję, że dla laika nieco nużąca mogą się wydać opisy wozów pancernych, działek czy innego rodzaju amunicji).


Po lewej - Antoni Heda "Szary", zdjęcie z książki.


       
 Plusem książki jest też umiejętność odtworzenia emocji, dzięki czemu w trakcie czytania mamy wrażenie, że obserwujemy wydarzenia rozgrywające się tuż obok.
Dla osób, które wychowały się w stronach opisywanych przez Antoniego Hedę, „Wspomnienia...” będą miały dodatkowy walor – wędrując razem z autorem po świętokrzyskich lasach i wioskach, można przypomnieć sobie znajome miejsca – Iłżę, Starachowice, Świętą Katarzynę i wiele innych.
Sam „Szary”, za wielokrotną obronę ludności cywilnej, do dziś wspominany jest tam z szacunkiem i uznaniem.


Zwiastun filmu "Mit o "Szarym" w reżyserii Grzegorza Królikiewicza.
 
    Szczególnie ciekawe są fragmenty dotyczące pobytu w więzieniach. Choć trudno określić, na ile wiernie przywołał Heda tamte wydarzenia, to jego postawa wobec oprawców jest naprawdę imponująca. Wrażenie robi również jego deklarowana na każdym kroku religijność i ogromne przywiązanie do rodziny – pomimo trudów, znajduje czas na modlitwę i listy do żony i córeczek.
    Odrębny rozdział książki zajmuje dokumentacja opisywanych zdarzeń. Archiwalne fotografie, fragmenty listów, udostępnione przez IPN donosy na „Szarego” oraz kopie aktów oskarżenia i wyroków to wartościowe uzupełnienie opowieści świętokrzyskiego bohatera.
    Antoni Heda, który na początku lat 90. przyjął dwuczłonowe nazwisko, nawiązujące do swego konspiracyjnego pseudonimu (Heda-Szary), wielokrotnie odznaczany był za swoje dokonania w walce z komunizmem. Za czasów PRL-u uznany za wroga ludu, zmarł 14 lutego 2008 r. jako obrońca wolności, zasłużony dla Ojczyzny. Niestety, nie wszyscy jemu podobni mieli tyle szczęścia.


A na koniec, jako post scriptum, mały akcent patriotyczny :-)